Żeby pokochać siebie, trzeba chcieć zrozumieć siebie – pokonaj wewnętrznego krytyka i stań się kobietą mocy!
Mówimy, że kochamy siebie – ba, często nawet spoglądając w lustro kiwamy głową z zachwytu w temacie nowej sukienki bądź własnej figury po zajęciach fitness. A potem popełniamy pierwszy lepszy błąd i nasza głowa rozpoczyna bombardowanie komunikatami…
„O Boże, znowu nie tak!”, „I co? Taka jesteś mądra?”, „Jak zawsze źle!”, „Jakbyś była bardziej ogarnięta, już skończyłabyś ten projekt!”, „Nie wyszło, ale mi nowość!”. W gruncie rzeczy porównując do tego, co potrafi nasz mózg, to bardzo… miłe informacje, często jesteśmy w ostrzale agresywnych okrzyków, które kierują nas wprost do kąta – jak małe dzieci. Chcemy skulić się niczym jeż i schować pod kołdrę. Zaczynamy płakać. Potem przychodzi do nas jeszcze: „Co ja zrobiłam?”, „Co ludzie powiedzą?”, „Co oni o mnie pomyślą?”.
Wewnętrzny krytyk szaleje przy każdej okazji
Nasze poczucie własnej wartości chybocze się na wątłych nogach czynników zewnętrznych: pochwał, dobrych wyników, rezultatów czyjejś kontroli, oczekiwań społeczeństwa, zapewnień osoby, z którą jesteśmy w związku, a wewnętrzny krytyk szaleje przy każdej możliwej okazji, zrzucając na nas lawinę obelg. Wokół pływają zobowiązujące hasła: „Świat należy do ciebie”, „Wszystko będzie dobrze”, „Kochaj siebie”, „Akceptuj siebie”, „Jeśli nie kochasz siebie, nie masz bazy do stworzenia związku”, a ja coraz mniej rozumiem. Te puste zdania wirują w powietrzu, a we mnie rodzi się coraz większa złość. Jak mam pokochać siebie? Co to znaczy? Dlaczego nikt mi nie wytłumaczy w praktyce, czym są te wszystkie słowa? Czuję się jeszcze bardziej beznadziejnie, bo nie kiwam głową i nie powielam mody na „Self-love”. Czuję się jeszcze słabiej, bo nie umiem odpoczywać. Czuję się jeszcze gorzej, bo zalewa mnie chaos.
Tak bardzo chcę być kobietą mocy!
No dobrze, ale przecież musi być jakieś wyjście! Wpadam do króliczej nory, wita mnie postać z mojej książki – Alicja w Krainie Schematów. Tak! Bardzo chcę być kobietą mocy, ale żal, krytyka i ciężar przeszłości przepełniają mnie po brzegi. Tak! Chcę kochać siebie, ale nie wiem jak zacząć. Alicja prowadzi mnie do pomieszczeń, w których w lustrze przyglądam się własnym emocjom. Nie zawsze jestem w stanie to zrobić od razu, ale zwykle po kilku ucieczkach, słucham tego, co chcą mi powiedzieć. Dlaczego czuję złość? Dokąd ona sięga? Na kogo jestem zła? Z jakiego wydarzenia się ta złość wywodzi i co ją nagłaśnia? Żeby jednak oglądać jakiekolwiek uczucie pod lupą, muszę zaakceptować w ogóle fakt, że ono jest, a często wręcz wyciągnąć je spod dywanu. Idę dalej. Może w którymś pokoju pojawi się zazdrość? Zazdrość o co? Dlaczego się śmieję i cieszę?
Może warto za tym pójść, może to nasz Biały Królik? Nowa pasja? A co czuję, gdy pomyślę, że będzie mi lekko? Jest mi dziwnie, bo przecież zawsze byłam ofiarą? To może teraz nauczę się szczęścia? Potem razem z Alicją wchodzę do pomieszczeń, gdzie są jej rodzice i dziadkowie. Co tam znajduję? Konflikty, schematy, przekonania? Co jeśli okaże się, że wchodzę w relacje z osobami, które stanowią kopie mojego ojca? Co jeśli przybieram pozy matki, mimo, że przysięgałam, że będę kimś innym? Jak się z tym czuję? Źle i okropnie? Tylko co, jeśli to część mnie, ale nie z mojej winy? Zaakceptuję ten fakt i dokonam zmian? Czy będę negować własne korzenie, a tym samym topić się w nich po uszy, czy pozwolę sobie swobodnie płynąć? W Labiryncie Alicji są też pomocnicy i Anioł Stróż, ale wszyscy stanowią jedynie odbicie tego, co dziewczyna ma w środku. Finalnie okazuje się, że cały Labirynt to jej własny krwiobieg – w kierunku od niej do niej samej, bez wpływów z zewnątrz, a więc i również bez oceny. Alicja nie ocenia się, więc pozwala sobie czuć wszystko w najmniejszym szczególe. Może ty też sobie na to pozwolisz?
Żeby pokochać siebie, trzeba chcieć siebie zrozumieć
W miłości od siebie do siebie nie ma drogi na skróty. To nie są hasła, które przylepimy sobie na ciele i wnikną do naszego ustroju z automatu. Żeby pokochać siebie, trzeba chcieć zrozumieć siebie, a żeby zrozumieć siebie, należy posadzić siebie samą na kolanach jak własne dziecko i dać sobie minuty, godziny i miesiące czasu. Trzeba nadstawić uszu i dokopać się od strony emocji do momentu, w którym zobaczymy, jakie korzyści przynosi nam krytyk. Tak… korzyści! Może nie chce, żebyśmy ryzykowali i cierpieli jak ktoś znany nam z przeszłości i dlatego już na wstępie podcina nam skrzydła? Może dajemy mu życie, karmiąc go obrażaniem siebie? Może chce ochronić nas przed porzuceniem przez drugiego człowieka, więc prościej będzie porzucać siebie samego na każdym kroku? Niegłupie, prawda?
Ale niepotrzebne od pewnego momentu. Od momentu decyzji i skrajnego zmęczenia starym Labiryntem. Od momentu wycieńczenia nieszczęściem. Od impulsu chęci zmiany. To co? Gotowe?
Magdalena Walczak, autorka książki „Labitynt – Alicja w krainie Schematów”.
Jednym z moich tegorocznych celów jest lepsze zrozumienie i pokochanie siebie – mam nadzieję, że uda mi się tego krytyka pokonać i poświęcić sobie samej więcej uwagi i dać sobie więcej miłości 🙂
POWODZENIA <3 Może pomoże Ci moja ksiązka 🙂
Piękne słowa 🙂 Każdy popełnia błędy, ale zawsze może się podnieść z upadku i spróbować jeszcze raz. A książkę planuje przeczytać w tym roku 😀
dziękuję 🙂 zapraszam do czytania 🙂
Czasem ciężko jest siebie zaakceptować i przyznam, ze mam z tym ogromny problem 🙁
Gosiu – krok po kroku, zacznij od drobnych rzeczy, bo to wielkie słowo: „zaakceptować siebie”.
Masz rację, słowo bardzo wielkie. Dzięki mojemu mężowi poczyniłam już niewielkie zmiany, mam nadzieję że dalej będzie tylko lepiej
Trzymam za Ciebie kciuki i moja książka też może pomóc – bo wiesz co – po to ja napisalam – żeby zaakceptować siebie sama, bardzo chciałam, żeby ktoś inny też skorzystal♥️
Dziękuję! Kiedyś przeczytałam książkę ” Bóg nigdy nie mruga” i przyznam, że odmieniła moje życie niesamowicie. Teraz chętnie sięgnę po Twoją 🙂
bardzo mi miło <3 sięgaj, sięgaj, zapraszam 😀
Każdy ma swoje lepsze i gorsze chwile. Wydaje mi się, że najważniejsze jest nauczenie się przebywania ze sobą w obu sytuacjach 😉
TAK! 🙂
Największym krytykiem wobec siebie jesteśmy my same
Dokładnie! Niestety tak.
Mam wiele samokrytycyzmu w sobie, czasami mam wrażenie, że to hamuje mój rozwój i nie potrafię docenić tego , co mam
Da się to pohamować, jak będziesz się na tym „przyłapywać” i spróbować wtedy pójść na drugą stronę tej krytyki tzn. znaleźć w tej SYTUACJI jakiś plus, konkretnie dać sobie pochwałę 🙂 Spróbuj 🙂
Myślę, że to działa podobnie bez względu na płeć. Albo dasz się zdominować, albo będziesz się starać walczyć i przezwyciężać własne słabości. 😉
pewnie tak 🙂
Takie gadanie do siebie w lustrze może być bardzo pomocne, pod warunkiem, że nas motywuje. Gorzej kiedy jeszcze bardziej siebie dołujemy, wtedy już trzeba szukać pomocy na zewnątrz 🙂
nawet nie o gadanie do lustra chodzi, ale chęć zrozumienia siebie i przestanie „wrzucania” sobie za każde potknięcie, „dowalania” sobie za błędy. Ja zaczęłam od łagodności do siebie 🙂
TO ważne by rozpoznać głos krytyka i nie pozwolić mu wpływać na ważne aspekty życia i decyzje
tak! 🙂
Już od kilku dobrych lat nie mam w sobie tego uczucia jak 'wewnętrzny krytyk’ 😉 Wpis bardzo mi się podoba, lubię zagłębiać się w takie tematy 🙂 pozdrawiam
cudownie! nic tylko pogratulować 🙂
Mocno pracuje nam moim samokrytykiem. Nawet z jakimiś postępami 🙂
cudownie! 🙂
Każdy z nas jest inny. Trzeba umieć spojrzeć na siebie krytycznie ale też ze zrozumieniem – no i wyciągać wnioski, jeśli się da. Nie ma ludzi idealnych.
oczywiście! krytyczne spojrzenie często powiązane jest z pokorą, a schemat krytyka wewnętrznego to jeszcze inna, czasem uciążliwa sprawa 🙂
Już jesteśmy w takim wieku, że krytyka u nas nie ma ?
heheheh 🙂
Mimo moich 34 lat nadal nie jestem pewna, czy rozumiem samą siebie. Czasami łatwiej jest mi pomagać innym osobom w zrozumieniu ich emocji – niż ogarnąć własne.
zawsze to drugie jest prostsze, ale praktycznie rzecz biorąc nigdy nie będziemy wspierać tak prawdziwie innych, jeśli nie będziemy emanować tym, co chcemy im przekazać 🙂
bardzo dziękuję za ten tekst !!! to bardzo ważny temat
nie ma za co – polecam się na przyszłość.
Na szczęście nie krytykuję siebie jest jak jest, raz lepiej raz gorzej, ważne by się nie przejmować drobiazgami 🙂 Dobrz jest brać przykład z kotów, one są bezkrytyczne 🙂
🙂
Najgorzej, gdy wewnętrzny krytyk działa w parze z zewnętrznym krytykiem, z którym masz nieszczęście często spędzać czas 🙁 Wyjątkowo szkodliwy duet 🙁
wyjątkowo szkodliwy – to fakt, ale może jak wzmocnisz wewnętrzną miłość od siebie do siebie będzie prościej? 🙂
jestem z tych których poczucie własnej wartości jest nijakie, krytyk cały czas chodzi i podpowiada co jest nie tak, ale staram się z tym walczyć
Nie walcz! Zamiast walczyć przyjrzyj się, kto tak naprawdę miał pierwszy ten głos krytyka w Twoim życiu i po co on nadal za Tobą chodzi, bo po coś nadal się błąka i nie daj się mu:)