
Pani Depresja, czyli… daleko od siebie
Powstaje wiele artykułów o depresji. Jedne mówią o symptomach, a inne dotykają przyczyn tej choroby. Słyszymy coraz więcej autentycznych historii, o których opowiadają celebryci, gwiazdy i znane osobistości, a z którymi możemy się identyfikować.
Okazuje się, że problem dotyczy wielu z nas. Bardzo ważnym słowem jest tutaj „choroba” i nie chodzi o piętnowanie chorującego. W pierwszej kolejności uzmysłowić sobie bowiem należy, że depresja to nie zły humor, który da się „wyleczyć” trzema częściami Bridget Jones i popcornem, ale czwarta co do częstości występowania choroba na świecie – i to śmiertelna!
Każdy okres złego samopoczucia, dłuższy niż 14 dni wymaga szczególnej uwagi. Pamiętajmy, że gdy naszemu dziecku nie mija gorączka, kaszel albo ból brzucha zgłaszamy się do lekarza. Tak samo powinniśmy postąpić w przypadku niepokojących znaków wysyłanych z naszego ciała, a reprezentujących psychikę. Brak apetytu, apatia, bezsenność albo nadmiar snu, nudności (a także inne objawy psychosomatyczne), jelito drażliwe, brak energii mogą być tylko małą cząstką wołania o pomoc.
Diagnoza: depresja!
W czym pomaga diagnoza? Na przykład w nowym spojrzeniu na siebie: „Ok, mam depresję, to poważna choroba, może dowiem się, jak się sobą zaopiekować?”. Sięgnąć po pomoc, porozmawiać z lekarzem psychiatrą, iść na terapię, obejrzeć „Farbowanie życia” Małgorzaty Serafin. W pierwszym momencie diagnoza boli i ciąży, bo utwierdza nas w przekonaniu, że coś wielkiego, nowego i trudnego spadło na nas i nie za bardzo możemy się pod tym głazem ruszyć. Jednocześnie zdajemy sobie jednak sprawę, że znajdujemy się w jakiejś ogromnej grupie ludzi, której liczebność i struktura zmienia się, bo… kolejne osoby zdrowieją. Można zaufać tej perspektywie i potraktować depresję jako pewien etap, który mówi nam o czymś, a konkretnie o nas samych. To ogromne źródło informacji o potrzebach, lękach, oczekiwaniach albo tęsknotach. Jeśli zdamy sobie z tego sprawę i podejmiemy pracę nad sobą, nie będziemy mogli już wrócić do punktu sprzed choroby.
Po odpowiednim zaopiekowaniu się sobą zaczniemy tworzyć coś nowego, adekwatnego do naszych potrzeb. Czy nie brzmi to obiecująco? Uważam, że tak. Musimy jednak zaakceptować wszystko, co w nas krąży: smutek, złość, ból, rozpacz, samotność. Zaakceptować, przyjrzeć się, rozwinąć delikatnie jak cukierki, przytulić, uwolnić. Wtedy następują zmiany. To bardzo trudne, ale kluczowe: stanąć twarzą w twarz z tym, co mamy w środku. Co tak naprawdę czujemy. A od emocji się nie umiera (bywały okresy w moim życiu, gdy myślałam, że tak!).
Depresja potrafi wybuchnąć z wielkim hukiem, gdy bardzo długo jest maskowana (np. perfekcjonizmem), ale nie dajmy się oszukać: zwykle pracuje się na nią miesiącami i latami. Niekiedy dekadami, całym małżeństwem bądź dzieciństwem (słowo „pracuje” nie ma w tym zdaniu nic wspólnego z „to Twoja wina”). No dobrze! Decydujemy się pójść po pomoc. Co dalej? Lekarz psychiatra zleci leczenie farmakologiczne, tutaj jednak należy uzbroić się w kilka tygodni bądź miesięcy cierpliwości: niekoniecznie pierwsze, przepisane leki będą tymi docelowymi. Każdy organizm jest inny, a wybór medykamentów jest duży, mnóstwo jest też potencjalnych skutków ubocznych. Tak, wiem! Demotywujące, ale warto poczekać, bo jeśli mimo braku sił uzbroimy się w chociaż trochę cierpliwości, dokonamy zmian na lata.
U podnóża depresji leży samotność
Wielka, szeroka i głęboka na tysiące stóp. Samotność z różnych przyczyn. Próba nakarmienia się elementami zewnętrznymi: cudzą miłością, zainteresowaniem, pracą. Zwykle w procesie depresji (tak, celowo używam słowa „proces”, bo uważam, że żaden kawałek depresji nie jest podobny do poprzedniego) mierzymy się z tym, co było bardzo długo tłumione, wydaje się nam, że nie damy sobie z tym rady. Dlatego bardzo ważne jest, żeby pomógł nam specjalista.
Często proszenie o pomoc to ważne ćwiczenie w prawidłowym przepływie dawania i brania. Co to oznacza w praktyce? Depresja pojawia się często przez zmęczenie ciągłym zaspokajaniem oczekiwań innych, próbę odgrywania roli wzorowego pracownika, matki, ojca, partnera lub partnerki. W tak stworzonym teatrze nasze prawdziwe potrzeby są gdzieś na końcu bądź nie są w ogóle realizowane. Od razu nasuwa się pytanie: ale dlaczego? Dlaczego zapominamy o sobie, działamy wbrew sobie, jesteśmy w stanie więcej znieść, cierpieć, czekać, męczyć się? Pytanie ma wiele odpowiedzi, ale jedną z nich jest np. taka: żeby być kochanym.
Więcej tekstów, informacje o książce oraz autorce na stronie: www.magdalenawalczak.pl.
Myślę, że to bardzo ważny artykuł. Bo wiele osób cierpi na tą chorobę i wstydzi się poprosić o pomoc.
Depresja to paskudna choroba 🙁 niestety dużo osób na nią choruje i nie otrzymuje pomocy 🙁
Bardzo ważny temat tutaj został poruszony.
<3
Ten problem jest obecnie bardzo powszechny.
Ważny temat. Dobrze ze się o tym mówi
Cieszę się, że poruszyłaś ten temat. Mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że ma depresję.
Im więcej mówi się o temacie depresji tym lepiej. To poważny społeczny problem i trzeba go ludziom uświadamiać i z nim walczyć… zwłaszcza w tych trudnych czasach.
Dobrze, że o tej chorobie zaczyna mówić się głośno.
Bardzo ciekawy wpis o bardzo ważnym temacie.
Temat depresji to znak naszych czasów. Warto o tym mówić, uświadamiać. Wokół tej choroby wciąż jest wiele mitów i wciąż wiele osób ma o niej mylne wyobrażenie