Życie Akademickie: Akademiki Kiedyś Vs Teraz
Studia w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych, szczególnie w mieście oddalonym od domu rodzinnego to było prawdziwe przeżycie. Ale! Jeszcze większym przeżyciem było mieszkanie w akademiku.
Wspomnienia starych czasów czasami pobudzają nostalgie, ale większość byłych mieszkańców akademików odczuwa raczej radość z tego, ze ich warunku życiowe się poprawiły. Bo jak to kiedyś było? W każdym pokoju była tylko umywalka. Do tego dwóch lub trzech mieszkańców (z reguły tak się przyjęło się tak, że starsze roczniki mieszkały w dwójkę, a młodsze w trojkę).
Jak wspominają byli mieszkańcy akademików, często-gęsto w pokoju był jeszcze walet – czyli gość dodatkowy. Bywali waleci oficjalni – tacy o których istnieniu wiedziało kierownictwo akademika i za drobną opłatą patrzyło na nich przez palce. Bywali też waleci nieoficjalni, czyli nieaprobowani przez kierownictwo, portierów, ekipę sprzątającą etc. Ci mieli o wiele gorzej i ich największym codziennym problemem było wieczorne przedostanie się do akademika, w sposób niezauważony przez portiera. A portierzy mieli czujny wzrok, wszak były to czasy bez kamer monitoringu.
W pokojach standard był bardzo niski. Sprężyny w łóżkach były wysłużone i tak „wypracowane” że pierwszym wyposażeniem pokoju przywiezionym z domu po pierwszym weekendzie były deski układane na ramie łóżka, tak by można było leżeć poziomo i na twardo, a nie z wygiętym w łuk kręgosłupie, prawie w kontakcie z podłogą…
Kuchnia, czyli kilka palników gazowych była jedna na całe piętro. Naczynia należało mieć własne i trzeba było dobrze ich pilnować, a jeszcze lepiej pilnować ich zawartości. Czasem zawartość znikała w trakcie pichcenia, gdy kucharz się na chwilę oddalił… Stosunkowo bezpieczna była jedynie cebula – można ją było spokojnie i bezpiecznie smażyć czy też dusić – tylko prawdziwie wygłodniali jej się chwytali.
Lodówek nie było wcale (ani w pokoju, ani w kuchni) – rzeczy były wywieszane za okno w zimie. A w lecie trzeba było sobie jakoś radzić, przechowywanie żywności przywiezionej z domu było wielkim problemem.
Prysznice były jedne na blok mieszkalny – w piwnicy (na poziomie -1). Niestety często padały ofiarą łobuzów, którym przyklejały się do rąk zawieszki (trzeba było trzymać prysznic w ręce) lub słuchawki – częstą opcją był prysznica tylko kawałek węża gumowego…
Uczelniane akademiki na szczęście od tego czasu trochę się poprawiły – w kuchniach znajdują się lodówki, odpowiednia ilość palników i mniej głodnych studentów, zminimalizowały się więc szanse kradzieży obiadu z patelni. To jednak ciągle inny świat w porównaniu do prywatnych akademików, które w ostatnich latach zaczęły pojawiać się w całym kraju.
W prywatnych akademikach dostępne są udogodnienia, o których studenci lat 80- tych i 90-tych nawet nie marzyli, bo ich nie znali. W 2022 roku studenci mogą mieszkać w prywatnych pokojach, tak zwanych jedynkach, z własną łazienką, a czasami nawet prywatnym aneksem kuchennym (lub jedna kuchnia na kilka pokoi, a nie na cale piętro!).
Na terenie takich obiektów, jak dom studencki LivinnX w Krakowie, jest tez siłownia, pralnia, sala muzyczna, a nawet dostępne dla mieszkańców jacuzzi na dachu. Jeżeli to za mało, to organizowane są także imprezy integracyjne i jest mnóstwo przestrzeni wspólnej, gdzie można poznawać nowych ludzi i budować więzi na cale życie. Każda łazienka jest komfortowa i ma czynny dobry prysznic, a każda kuchnia czy aneks kuchenny wyposażona jest w lodówkę i mikrofalówkę.
Studenci w 2022 roku mają o wiele lepsze warunki mieszkaniowe niż ich rodzice, wolni są od obaw, że ktoś zje ich obiad, nie mają problemów z przechowywaniem żywności, opowieści o życiu studenckim z lat minionym brzmią dla nich bardzo egzotycznie. Czasy się zmieniają, ale urok życia w akademiku pozostaje ten sam!
Ludzie, więzi, przyjaźnie, imprezy, wspólne przeżycia – to łączy na całe lata.
artykuł sponsorowany