Gdy miałam kilkanaście lat i spotkałam kogoś w wieku 25, kto rozpoczynał drugi kierunek studiów, myślałam: „No nie…, to ja już będę zaczynać wtedy ukochaną pracę…”. Gdy widziałam 30-latkę bez dzieci, rosła w mojej głowie desperacka bańka mydlana: „Nie, nie! Ja po trzydziestce będę już na etapie macierzyństwa!”.
Pojawiało się wiele takich kroków, które miały zostać spełnione w mojej wewnętrznej iluzji, nazywanej przeze mnie marzeniami (Nie twierdzę, że nie miałam do nich prawa, w jakiejkolwiek postaci nie istniały). Nie brałam pod uwagę zmian, upadków, zawirowań, załamań mających mnie spotkać i życia w kształcie połączonych ze sobą jak naczynia krwionośne lekcji, w które będą wpływały jeden po drugim nowe wnioski. Traktowałam czas jak tablice korkowe, do których poprzypinam namacalne etapy. Okazuje się jednak, że od kilku lat kluczę w głębi siebie i poszukiwaniom nie ma końca. Pąki na zewnątrz dopiero ledwo widoczne.
Uciekłabym!
Czasem myślę, że gdybym kiedyś zobaczyła swój film w całej okazałości, zanim jeszcze do niego wejdę jako pierwszoplanowa postać, uciekłabym. Nie dlatego, że jest tak źle, ale dlatego, że pokaleczyłabym się o setki wyobrażeń i oczekiwań. Uważam, że główną rolą rodziców jest pokazanie dziecku życia takim, jakim ono jest, bez konieczności tworzenia przez nie zupełnie samodzielnie instrukcji obsługi z idealizmu albo przejętych naleciałości, schematów, przekonań.
Jeśli tak się dzieje, potem wiele lat zajmuje nam wyjście na tzw. prostą, bo właśnie o prostotę w postrzeganiu codzienności chodzi, z jej wszystkimi cieniami i blaskami, bez włączania tła przeszłości. Nie chcę też zabrzmieć jako osoba, która poświęca tekst ukrytym żalom, uważam jednak, że pewne rzeczy trzeba głośno nazwać, tak jak również i to, że o ile każdy z nas ma emocjonalne czy mentalne bagaże utkane z garbów mam, ojców i dziadków, o tyle mało osób się tym w ogóle zajmie czy uświadomi sobie, że życie oprócz przeszłości to przede wszystkim teraźniejszość, w której bierzemy (albo i nie bierzemy) odpowiedzialności za to, kim jesteśmy i kim byliśmy. Nie ma innego kroku do zmian niż ta świadomość.
Pierwszy krok
Bardzo często życie przyciska nas do ściany (paradoksalnie pomagając nam „ruszyć temat”), a to przyciskanie do ściany może być depresją albo załamaniem nerwowym, ogromnym rozczarowaniem, tąpnięciem autorytetu, rozwodem czy chorobą. I znowu nie chcę powiedzieć, że to coś dobrego i że tak jak w filmie przejdziemy uzdrowienie, i wszystko wróci do normy. Jeśli jednak nie zajmujemy się własnym cierpieniem, życie często je „podwaja”, wrzuca pod lupę, włączą dźwięk krzyku do elementu, który nam tak bardzo ciąży, ale z którym nic nie robimy. Jednym słowem, znalezienie wyjścia z problemu jest często pierwszym krokiem do dziesiątek nowych drzwi, które pootwieramy później w labiryntach.
„Praca nad sobą to jedyna pewna robota w życiu” (cytat z: zdrowagłowa.pl) i w pełni się z tym zgadzam. Gdy codzienność odebrała nam siły i porzuciła gdzieś na zimnej podłodze, najpierw powinniśmy zwrócić się po pomoc, a potem rozpocząć etap odkrywania ciemności i głębi nocy, w której się znaleźliśmy. Tak, to bolesne! Ale nie ma drogi, która pominie ten etap. Można „ugłaskać” problemy, załagodzić ich objawy tabletką przeciwbólową, ale one powrócą i znowu zapytają nas „To, co? Bierzemy kilof i łupiemy kamień? Masz siłę, czas i chęci?”
Bierzesz odpowiedzialność za swoje (nie)szczęście?
Tak, to trudne, długotrwałe, nieprzewidywalne. Może więc łatwiej machnąć ręką i nadal stać na rozstaju? Jednak efekt zachwyca – prędzej czy później. Dobre i zdrowe relacje, ładne związki, miłe układy w pracy to bardzo ważna część naszego istnienia, które w końcu oprze się na nowych wartościach. Jakich? Na głębokim oddechu, spokoju, wewnętrznym poczuciu bezpieczeństwa, realizacji siebie. Wiele warstw odejdzie: kierowanie się opinią innych, surowa ocena siebie przez siebie, a wreszcie brak miłości… od siebie do siebie. Podobnie jak wyłamią się kolejne piętra schematów, na ich miejsce będą kłaść się nowe posadzki, glazury i tapety. Wszystko we własnym tempie, powoli.
No to jak, wprowadzasz się do nowego wnętrza? Jeśli tak, podejmij w pierwszej kolejności decyzję o sprzedaży starego lokum. Napisz ogłoszenie i poproś o pomoc sprawdzonego biura nieruchomości. Zabrnij w to. W poszukiwanie prawd o sobie, które nie ma końca, bo jest ich wiele i są piękne.
Więcej tekstów, informacje o książce oraz autorce na stronie: www.magdalenawalczak.pl.
Ja też kiedy byłam dzieckiem w mojej głowie były inne wyobrażenia o dorosłym życiu… 🙂 życie pisze różne scenariusze.
Cóż… ja musiałam wydorośleć jako ośmiolatka. Nie miałam nigdy parasola ochronnego, a dorosłość okazała się najlepszym, co mogło mnie spotkać.
Na pewno dobrze jest być kowalem własnego losu.
Czasami w życiu dojdzie do momentu pogubienia, ale dobrze jest wiedzieć jak wyjść z tego z sukcesem.
Myślę, że nikt nie wie co go czeka w przyszłości. Przyznam, że jak byłam młoda, to niczego nie planowałam.
Podoba mi się wskazówka, że kiedy jesteśmy w trudnej sytuacji najpierw warto zwrócić się o pomoc, a potem odkrywać swoje ciemności….
Wydaje mi się, że pogubienie wynika przede wszystkim z tego, że nasze wyobrażenia często zderzają się z rzeczywistością. Oczywiście trzeba marzyć, ale musimy pamiętać, że marzenia nie zawsze idą w zgodzie z rzeczywistością
Taka kolej rzeczy. Kiedy byliśmy dziećmi, chcieliśmy szybko dorosnąć. Bo przecież z tamtego punktu widzenia, dorośli mieli tak suuuper 🙂 Kiedy my dorośliśmy, to z początku ta dorosłość się nam podobała, ale to też wiązało i ciągle wiąże się z różnymi wzlotami i upadkami. I tak jak kiedyś, w dzieciństwie jedne dzieci radziły sobie lepiej, inne gorzej, tak jest teraz w dorosłym świecie – jedni z nas radzą sobie z tym co nas dotyka codziennie lepiej, a inni gorzej.
Warto mieć plany, ale nie zakładajmy nic na siłę, bo życie zawsze nas zaskoczy 😉
hehhh słyszałam wypowiedź pewnej osoby że gdy był młodszy marzył o dorosłości, a gdy już przekroczył osiemnastkę zdał sobie sprawę że czekanie na ten moment było najbardziej magiczne
Chyba każdy z nas jako dziecko marzył o dorosłości. Potem niestety bardzo się to zmienia i tęsknimy za dzieciństwem…
Każdy z nas planuje, ale myślę że trochę trzeba mieć do tego dystans bowiem życie czasem przynosi co chce…
Patrząc na to co myślałam i mówiłam kiedy byłam dzieckiem, to mój ty panie…lepiej się schować. Sama w tej chwili skończyłam ledwo co 30 lat…mam dwójkę synów, jestem już 12 lat po ślubie…myślę, że kilka rzeczy bym zmieniła, pewnie podjęła inne wybory, ale koniec końców nie jestem aż tak niezadowolona z życia jak myślałam. Miałam przy sobie w odpowiednich momentach odpowiednich ludzi.
Każdy musi dojść do tego, jak chce przezyć swoje zycie.
Różnie to bywa, ale życie potrafi nas jednak zaskoczyć, myślę, że każdego z nas.
Cóż życie wszystko weryfikuję z czasem..
Ważne aby się nie podawać i próbować
Tak się złożyło, że właśnie jestem na takim zakręcie, pogrubieniu się w życiu. Pewnych rzeczy się po prostu nie przewidzi. I życie już daje kopa to tak konkretnie. Grunt to umieć wyciągać wnioski z tych trudnych chwil.